Jesienne Bieszczady

Tak, tak… urlop nie zawsze się ma w wakacje. Tym razem urlop przypadł na okres późnej jesieni. Co z tego wyszło, zobaczcie sami.

Parę słów wstęp, jechaliśmy przez Warszawę i dalej jak Yanosik pokazuje. O ile do Wawy jedzie się już fajnie, to dalej był dramat. Nie polecam tej drogi nikomu. No ale miało być o Bieszczadzie :)

 

Sobota „Droga”

Wyjechaliśmy nie tak jak się przyzwyczailiśmy, poza inną trasa ruszyliśmy w sobotę o 6:00 nad ranem. Cel był taki, żeby na 18:00 być w  Ustrzykach Górnych na koncert Pawła Aldarona Czekalskiego.  Cel zrealizowany, zameldowaliśmy się dosłownie kilka minut wcześniej. Obiado-kolacja i koncercik. Jeszcze nigdy nie zawiodłem się na oprawie artystycznej Pawła, tak i tym razem dał czadu z Jareckim. Po zasadniczym koncercie przyszedł Marcepan, Marecki i w czwórkę pograli i pośpiewali. W sumie ponad 2 godziny live, no coś wspaniałego. Płytka Aldaron + Marcepan zasiliła  kolekcję :) Chłopaki, dziękujemy !

Niedziela „Połonina Caryńska”

Po drodze i koncercie wstaliśmy koło 9tej, ale zwlekliśmy się z Ustrzyk koło 12tej. Dziś na rozgrzewkę wejdziemy na Połoninę Caryńską od Przełęczy Wyżniańskiej. Otoczeni jesienną aurą oddawaliśmy się samym przyjemnością przyrody. Ludzi na szlaku bez liku ale nam to nie przeszkadzało, to ludzie szanujący tak samo swoją ciszę i spokój jak my naszą i ich. Na szczycie usiedliśmy na godzinkę i bez słowa patrzeliśmy na bezkres. Słońce  i +15 w październiku, czemu nie ? :) Zeszliśmy i podążyliśmy w  kierunku Tarnawy Niżnej. Po zmierzchu rozbiliśmy teleskop i podziwialiśmy najpiękniejsze niebo w  Polsce. To właśnie to miejsce. Tej nocy na tapetę wzięliśmy Mgławicę Irys. Problemy ze sprzętem poskutkowały niesatysfakcjonującym wynikiem, przynajmniej na tym etapie.  

Poniedziałek „Sine Wiry”

Tak naprawdę to było to dzień odpoczynku i aklimatyzacji.  Aby się nie nadwyrężać zbytnio, powędrowaliśmy zobaczyć czy „Jeleń” w Sinych Wirach wciąż rośnie.  Przed wejściem na szlak sam Andrzej Lachu Załęski  wystrugał nam Dusiołki, co by nas strzegły kolejny rok.  Wracając zajechaliśmy do Cisnej na kolację i do Tarnawy, było już ciemno a niebo… przednie. Po korekcie sprzętowej kolejne podejście do Mgławicy Irys, tym razem z 10 min czasami. jako że zimno i mokro, porzuciliśmy sprzęt i udaliśmy się do łóżka. Po asto pojawiłem się o wschodzie słońca i okazało się że coś jednak poszło nie tak i dobrego materiału ostało się jakieś  80-90minut w 10 minutowych klatkach.

Wtorek „Przysłup Caryński”

Wtorek to dzień poznawania nowego. Aż wstyd się przyznać że do tej pory nie przeszliśmy Przysłupa Caryńskiego, przyszedł czas  nadrobić tą zaległość.  W Kolibie nabyłem koszulkę z Krainy Wilka i spokojnym krokiem zeszliśmy do Nasicznego. Po drodze odwiedziliśmy pozostałości cerkwi i wioski nieopodal szlaku. Ku przestrodze, uważajcie  pod nogi jak chodzicie  po składowanych balach drzewa  przy drodze, bywa zdradliwe :) Na wieczór zaplanowaliśmy seans w  KONKRECie.  Nocka to oczywiście Astro. Serce i dusza… które  w drodze do domu zniknęły :(

Środa „Bukowe Berdo, Tarnica”

Rozchodzeni rzucamy się na głęboką wodę. Dziś Bukowe Berdo. Podejście razem z nami zaczynają Siostry Zakonne. Pomału ale bez przystanków  wchodzą na samą górę. Słonko  znowu świeci, nogi same niosą. Tak dochodzimy do Krzemienia. Na tą decyzję nie trzeba było długo czekać, zdobywamy Tarnicę ! Jest przecudnie. Bez pośpiechy przez Przełęcz Goprowców wchodzimy na szczyt.  Ileż tam ludzi, a jaka atmosfera. Harcerki plotą sobie warkocze, ktoś popija kawę z termosu, rozmowy o górach, zdjęcia. Wyciągam lornetkę i znikam w  bezkresie.  Zagaduje Magdalenę z chłopakiem co to podróżują  z dużymi plecakami… idą z Pikoja. To coś o czym marzę od dawna. Zasypuję ich pytaniami… na każde  uzyskuję wyczerpującą odpowiedź. Tak, tak… szykujcie się na relację z  tamtej strony granicy :)  Do Wołosatego schodzimy wraz z Markiem, pędził na dół a nas już kolana bolały od tych schodów. Zagadaliśmy go na tyle skutecznie że powędrował z nami. Jest z Krosna, miał jeden dzień wolny w środku tygodnia i musiał przyjechać. Chciał jeszcze wskoczyć na Caryńską ale ciemno już i zimno, jedzie do domu. My tymczasem wracamy znowu do Tarnawy, na naszą ostatnią noc w Bazie nad Roztokami. Po drodze kolacja w schronisku Kremanaros. Jedni w nocy śpią inni bawią się w astrofotografię. Tym razem Mgławica Miecz Oriona. Ustawiam sprzęt w zasadzie pod oknem pokoju gdzie śpię i idę spać. Ten dzień dał fizycznie w kość.

Czwartek „Chatka Puchatka”

Nie spieszymy się, odsypiamy i rozprostowujemy umęczone kończyny. Dziś spokojnie, po południu zaczęliśmy podejście do Chatki Puchatka. Docieramy tam o zachodzie słońca. Ludzi dość sporo, na tą chwilę mamy miejsce  na podłodze.  Noc pochmurna, niepotrzebnie wnosiłem tam Fastron 10DP. Lornetką jedynie Andromedę pokazałem tubylcom, na nic więcej nie mogliśmy sobie pozwolić. O przepraszam jeszcze Księżyc.  Po drodze na miejsce spania „na glebie” luzuje się wyro na górze. YOUPI…. lecę szybko zająć i wracam do ludzi. Pierwsza, druga, trzecia malinówka mija jak szalona. Czas spać. Wstajemy na wschód słońca.

Piątek „Połonina Wetlińska”

Wschód słońca przywitał nas delikatną mżawką. O żadnej euforii słońca  nie mogło być mowy :( zmarźnięci poszliśmy z buta do Wetliny, oczywiście przeszliśmy całą Połoninę Wetlińska do przełęczy Orłowicza i dzida w dól. Dzida w dół to może za dużo powiedziane, bo zejściem tym szliśmy pierwszy raz i muszę powiedzieć że  strasznie się dłuży. W dół a co dopiero do góry. Kiedyś trzeba będzie spróbować. Z Wetliny udaliśmy się do Zatwarnicy, gdzie mieliśmy najbardziej cywilizowane  noclegi. Kolacje zjedliśmy jeszcze z gazu, seans w Końkrecie też był.  Czas odpocząć od wędrówki.

Sobota „Zatwarnica”

Leniuchowania ciąg dalszy. Dziś jedyny spacer na jaki było nas stać to spacerek do wodospadu pod Zatwarnicą. Co ciekawe, wycieczki autokarowe doń jeżdżą. Hmm, dziwne to zjawisko. Wieczorem poprosiliśmy o nagrzanie sauny i jacuzi. Śniadanko i obiadek też na miejscu. Nic tylko leniuchować. Wieczorem miał być bilard, ale kije  bez końcówek. Miał być ping pong ale nikt nie miał piłeczki. Piłkarzyki…. problem ping  ponga  powrócił. No nic, trzeba się ogarnąć i pomału zdać sobie sprawę z tego  że jutro wracamy do domu :( jak ten czas szybko minął :(

Niedziela „Droga”

Od rana szybkie pakowanie i porządki, wracamy. I tutaj uwaga, częściowo droga do Zatwarnicy została już wymieniona na nową. Nie jechaliśmy nią dwa dni i takie postępy ? w mieście się tak nie da żeby w dwa dni położyć km drogi, to trzeba celebrować.   

Po drodze jeszcze zakupy w Solinie i kolejne 11h by dotrzeć nad  morze. My tu jeszcze wrócimy ! Dziękujemy, co złego to nie my.